|
|
Jarosław Wiśniewski
Jakoś nic innego nie
przychodzi mi do głowy i zaczynając tą relację w te oto słowy musze
uderzyć: „Tym razem szachiści popłynęli”. W istocie i
dosłownie, w to stosunkowo pochmurne sobotnie popołudnie 14 września
2013 r. pomysł przerodził się w czyn i I Pływający Turniej Szachowy na
Statku „Rusałka” po Jeziorze Gopło w Kruszwicy, odbił od
brzegu.
Pomysłodawcą turnieju był wiceprezes Kujawsko-Pomorskiego
Związku Szachowego Jarosław Wiśniewski, który później
wcielił się jeszcze w niełatwą rolę sędziego tych zawodów.
Współorganizatorami i partnerami zmagań byli: Urząd Miasta
Kruszwicy oraz Nadgoplański Oddział PTTK w Kruszwicy. Patronat Honorowy
nad imprezą objął Burmistrz Kruszwicy – Dariusz Witczak.
Zanim jednak przejdę do opisywania tego, czego świadkiem
było Jezioro Gopło, w kilku jednak słowach wspomnę o scenerii
wokół turniejowej. Kruszwicę zwiedzałem dawno, jako jeden z
uczestników wycieczki szkolnej, bodajże w podstawówce,
tj. w czasach kiedy jeszcze wierzyłem, że dzieci przynosi bocian.
Później, ze wstydem przyznam, bywałem tam przejazdem, gdzie
zawsze witał mnie zapach Olejów Kujawskich w pierwszego
tłoczenia. Teraz, kiedy w końcu mogłem wyhamować i najzwyczajniej
połazić po tej legendarnej miejscowości, uderzył mnie jej urok,
malowniczość i atmosfera, której nie można opisać, a należy
poczuć na własnej skórze. Oczywiście wizytówką Kruszwicy
jest owa Mysia Wieża, gdzie niegdyś w ramach „szwedzkiego
stołu” myszy mogły skosztować Króla Popiela. W istocie
– Mysia Wieża, jak i teren wokół niej, robią wrażenie,
które uzupełniają widoki Jeziora Gopło oraz piękne panie
przechadzające się pobliskimi alejkami. Statek „Rusałka”
jest tutaj kolejnym trybikiem dopełniającym dzieła i wszystko to staje
się niemal obowiązkową „lekturą” dla turystów.
Przechodząc do sedna I Pływającego Turnieju Szachowego
„Na Rusałce”, mógłbym zacytować naszego narodowego
wieszcza Adama Mickiewicza: „wpłynąłem na suchego
przestwór oceanu, wóz nurza się w zieloność i jak
łódka brodzi, pośród fal szumiących, pośród
powodzi (...)”, gdzie na nasze Stepy Akermańskie przybyło 28
szachistów z różnych zakątków województwa
(najdalej miał sędzia i organizator, który z Nakła nad Notecią
miał do pokonania niemal 90 km). Zmagania przeprowadzono systemem
szwajcarskim na dystansie 7 rund (plus – minus) z czasem 10 minut
na partię dla zawodnika z uwagi na szybko zapadające ciemności o tej
porze roku. Nie do końca byłem pewien ilu szachistów pomieści
goplański „Latający Holender”, ale te 10 osób
jeszcze by mogło zagrać. Ustalono też, ze ostatni zawodnik turnieju
wylatuje za burtę… niestety byłą to juniorka, więc temat został
odpuszczony.
Pierwsze rundy zaczęły się po godzinie 16-stej i podobnie
jak rejs po jeziorze oraz urlop macierzyński, przepłynęły dość szybko.
Tutaj dużą przewagę wyrobił sobie mistrz międzynarodowy Krzysztof
Żołnierowicz z Gambitu Świecie, któremu po piętach deptali Piotr
Szybowicz UKS Szachowa Dwójka Szubin, Przemek Szmidt
(również ze Świecia), czy Mikołaj Dahm z Gniewkowa. Silną
koalicję graczy stanowili zawodnicy z Inowrocławia, tacy jak chociażby
Jacek Kwiatkowski, Jan Budrewicz czy Piotr Czarnoleski (wszyscy
posiadają pierwszą kategorię szachową). W końcówce
zawodów remisy połapał Krzysztof Żołnierowicz, jednak przewaga z
początku zawodów pozwoliła mu ostateczny triumf w turnieju. Tuż
za nim uplasował się Mikołaj Dahm oraz Piotr Szybowicz, którzy w
przeciwieństwie do „ekspertów Antoniego
Macierewicza” posiadają szczegółową, wieloletnią i
udokumentowaną wiedzę w zakresie swojej profesji. Najlepszą kobietą
turnieju okazała się Aleksandra Łosińska z UKS MDK Nr 5 Bydgoszcz,
która w rywalizacji płci pięknej wyprzedziła pięć innych pań i
Piotra Szybowicza (żart).
Miłą niespodziankę sprawił 6-cio letni Wiktorek Wiśniewski
z Nakła nad Notecią (najmłodszy uczestnik turnieju), który
uzbierał 3 pkt. w pokonanym polu pozostawiając bardziej zaprawionych w
bojach szachowych Danutę Krupecką - Czarkowską, jej ojca Jana
Czarkowskiego (najstarszy uczestnik turnieju) oraz koleżankę klubowa
Magdę Rydzyńską. Za swój wyczyn otrzymał nagrodę od
Wiceburmistrza Kruszwicy Mikołaja Bogdanowicza, który wręczał
puchary i nagrody ufundowane przez kruszwicki ratusz. Ponadto pan
Bogdanowicz obiecał pomoc w powołaniu w Kruszwicy do życia sekcji
szachowej, a w zasadzie jej reinkarnacji, oraz zaproponował, aby
kolejny turniej w Kruszwicy przeprowadzić na Mysiej Wieży. Cóż,
gryzonie z pewnością się ucieszą, ale szachiści na pewno tam zawitają.
Dodam, że jest pewien szachista o nazwisku Kot, więc w przypadku jego
przyjazdu, pozostałym graczom raczej nic się nie stanie.
W ujęciu organizacyjnym i promocyjnym myślę, że zawody,
były przysłowiowym strzałem w dychę i nawet film „Kac Wawa”
temu nie dorówna (dla tych mniej obeznanych w moim specyficznym
poczuciem humoru dodam, że to taki kolejny niewinny żarcik). Przybyli
gracze, oprócz tego, że mogli pograć w ich umiłowane szachy, to
jeszcze mogli poznać szlaki wodne oraz inne walory turystyczne i
osobowe Kruszwicy. Pojawiły się również kolejne pomysły na
wzajemną współpracę z tym uroczym zakątkiem województwa
Kujawsko-Pomorskiego, ale o tym innym razem.
Na koniec pragnę podziękować wszystkim, którzy
włączyli się w realizację tego pomysłu: Burmistrzom Kruszwicy
Dariuszowi Witczakowi i Mikołajowi Bogdanowiczowi, pani Karolinie
Kupsik z Wydziału Promocji Urzędu Miasta Kruszwicy, osobom z
nadgoplańskiego oddziału PTTK w Kruszwicy, a szczególnie
kapitanowi statku Rusałka. Osobne podziękowania dla Jacka
Kwiatkowskiego z Inowrocławia za ufundowanie nagród książkowych
oraz wszystkim innym uczestnikom zawodów, za stworzenie miłego
klimatu „I Pływającego Turnieju Szachowego na statku
„RUSAŁKA”. Dziękuje też za wyrozumiałość okazaną sędziemu,
stale szlifującemu swój warsztat arbitra. Również osobne
podziękowania dla Roberta Młotkowskiego za obsługę fotograficzną
zawodów. I jeszcze taka mała dygresja: zrobiliśmy już turnieje
na ziemi i wodzie, może ktoś ma pomysł / możliwość zrobienia czegoś
… w powietrzu???
|
|